Obowiązki, które w ostatnim roku dorzuciłam sobie do zwykłych zajęć, sprawiają, że na takie przyjemności jak pisanie na blogu, jakoś nie wystarcza czasu. Mam jednak nadzieję, że taka sytuacja nie potrwa długo i znów będę pojawiać się tu częściej.
Wrocławska MLM-owa podyplomówka już z górki. Jeszcze tylko kilka zjazdów, parę zaliczeń, egzamin końcowy i gdzieś około połowy wakacji będziemy przymierzać się do pożegnania.
Zanim to nastąpi, jeszcze oczywiście rozdanie dyplomów. A tak swoją drogą, to ciekawe co tam będzie stało? Kim ja właściwie teraz będę? :)
Póki co, żarty jednak na bok. Blog już mocno nieświeży, więc czym prędzej trzeba temu zaradzić.
Mimo, że to już kwiecień, dziś mała relacja z naszej „służbowej”, odbytej w lutym, podróży do stolicy Hellady. Jak widać na zdjęciach, poza przykrym powitaniem, które zgotowały nam Ateny (pisałam o tym tuż po powrocie), ten kilkudniowy wypad do wiosennej już wówczas Grecji, miał także swoje dobre strony. :)
Jako, że donoszę o tym dopiero teraz, cała skruszona, biję się w piersi aż huczy. Myślę jednak, że jak mówi tytuł sympatycznego amerykańskiego (wartego obejrzenia dla relaksu, z udziałem Jacka Nicolsona) filmu … Lepiej późno, niż później. :)
A ja napiszę tylko tyle, że odwiedzenie Hellady to jedno z moich największych marzeń i że pani zazdroszczę (oczywiście nie mówię tu o kradzieży!) :)
pozdrawiam!
Zgadzam się zupełnie z tym stwierdzeniem zawartym w tytule wpisu :-)
Życzę powodzenia w pomyślnym ukończeniu studiów i „uporania się” z wieloma innymi sprawami. Jednym słowem niech pani szybko wraca do pisania. :)
Bloga odwiedzam bardzo często.
Z pozdrowieniami z Malborka
Marzena