Minionej soboty dotarło do mnie coś, nad czym chyba nigdy specjalnie się nie zastanawiałam. Z jednej strony, już jakiś czas temu, stało się dla mnie oczywiste, że do wszelkich przedsięwzięć (nowych pomysłów, tekstów) uskrzydla mnie przede wszystkim muzyka. Z drugiej, niespecjalnie zdawałam sobie sprawę, że brakuje mi inspiracji właśnie …jeśli nie zaaplikuję sobie specjalnej porcji muzycznych uniesień.
I pewnie nadal bym w nieświadomości trwała, gdyby nie fakt, że moja połówka, mająca na względzie dobro osobistej /na szczęście:)/ kobiety, zdecydowała, iż już najwyższy czas odwiedzić filharmonię.
Koncert był jazzowy, a gwiazdą wieczoru, Billy Harper.
Do uświetnienia całego przedsięwzięcia (w piątek w Radiu Szczecin odbyły się również warsztaty dla młodych, nie tylko polskich, adeptów jazzu) zaprosił genialnych muzyków – trzech wirtuozów perkusji. To plejada gwiazd z najwyższej światowej półki czyli Aaron Scott, Billy Hart, Victor Lewis.
Byliśmy już na wielu koncertach, ale o tym, że takie dźwięki można wydobyć z tego instrumentu, pojęcia nie miałam.
Że muzyka wyjątkowa…
Że talent…
Że geniusz…
Że dziesiątki lat pracy… Wszystko to prawda.
Ale jaaaka pasja!
Hart i Levis to panowie, którzy są już po siedemdziesiątce.
Widać, że ich zdrowie dawno idealne być przestało (jeden ma kłopot z chodzeniem), ale kiedy siadają do perkusji, ma się wrażenie, że absolutnie wszystko inne przestaje się liczyć, a może nawet istnieć.
Bardzo przeżyłam ten koncert /tzn. przeżyliśmy, z tym, że swoje emocje artykułuję pewnie z większą ekspresją niż mój stateczny Mąż:)/. Uwielbiam pasjonatów. To pewnie dlatego gdzieś pomiędzy utworami, snułam sobie marzenia o tym, jak by to było, gdybyśmy my, polscy networkerzy, z taką samą pasją, z taką miłością uprawiali swoje zajęcie jak czarnoskórzy perkusiści. Prawda, że radykalnie zmieniłoby to postrzeganie naszego biznesu?
Kiedy opuszczaliśmy mury przybytku i ostoi kultury, byłam tak zachwycona i wzruszona, że czułam, iż jedyne właściwe słowa, którymi można by oddać to, co działo się przez niemal 150 minut w filharmonicznej sali, to /przywołany poniżej/ fragment tekstu piosenki…
Zanim zatracisz się w słuchaniu, jeszcze słówko: Była muzyka, to i od razu blog kolorów nabrał. :)
Po uważnej lekturze części refrenu
jakby nutami obraz świata malowali
jakby każdemu szczyptę szczęścia odważali
na złotej szali”
serdecznie zapraszam do rozsmakowania się w całym utworze.
Wspaniała piosenka pamiętam ją z dawnych lat szkoda że nie mogę jej znalężć, odtworzyc w internecie .Nie mogę jej znależć.
Niedawno usłyszałem tą piosenkę w Radio Kraków przypominam ją sobie z dawnych lat Zarówno słowa jaj i melodia są wspaniałe.Teraz chciałbym ja odsłuchać jeszcze raz .lech niestety mimo że w komputerze można znależc wiele piosenek nawet z dawnych lat tej nie można znaleźć.
Witam Dorotko
Postanowiłam napisać parę słów ponieważ mimo, że odsłuchałam
utwór już dobrych kilka dni temu wciąż słyszę go w głowie. Nie należę do osób ,,mających słuch,,i lubiących jazz czy skrzypce ale ten utwór zadziwił mnie, można przy nim wpaść w pewien nastrojowy trans, którego się nie zapomina. Rozumiem teraz, że Twoje wzruszenie i zachwyt musiały zaowocować wpisem na blogu.
Pozdrawiam jazzowo :)
Helena
Przez kilka dni „słyszałam” to i tylko to, więc wiem o czym piszesz. :)