Zdaję sobie sprawę, że moje mlm-owe wpisy są nieco inne niż na blogach kolegów „po fachu”. Z pewnością powodem jest to, że tę specyficzną działalność, co daje się chyba zauważyć, postrzegam dość szczególnie.
Kilka dni temu, odbyłam rozmowę z naszą starszą córką. O … samotności.
Na szczęście nie dotyka ona naszych dzieci. Byłam jednak zaskoczona, że (jak wynika z opowiadań) tak często zwierzają się z niej (tym, którym ufają) bardzo młodzi ludzie. A co w ogóle dość niebywałe (i jeszcze kilkanaście lat temu trudne do wyobrażenia), mieszkający w akademikach, studenci. Dość niesamowite to w czasach niezliczonych społeczności internetowych, w czasach kiedy w ciągu kilku minut wiadomość o jakimś wydarzeniu czy osiągnięciu może obiec świat. W czasach kiedy ludzie, których nawet dzielą ogromne odległości, wiedzą o szczegółach z życia swoich znajomych czy nieznajomych tak dużo jak nigdy dotąd.
Jako, że rozmowa miała miejsce tuż po powrocie z firmowego pobytu w Wiedniu, siłą rzeczy to, o czym dyskutowałyśmy jakoś samo odnosiło się i przekładało na naszą działalność. Może dlatego, że atmosfera tegorocznego spotkania była jeszcze bardziej wyjątkowa niż zwykle? Może dlatego, że znów dzięki długim wieczornym rozmowom dowiedzieliśmy się o sobie więcej niż do tej pory?
Z pewnością nie bez znaczenia jest to, że każdy z nas wie ile wysiłku, determinacji i samozaparcia kosztowało go znalezienie się w miejscu, w którym właśnie jest. Tym bardziej, że nikt nie odebrał nikomu możliwości awansu, nikt nie zajął niczyjego „stołka”, przed nikim nie została zamknięta droga tylko dlatego, że liczba ludzi na konkretnym stanowisku (u nas, poziomie w planie marketingowym) jest z góry ściśle określona. Nikt nie zdobył finansowego uznania i tytułów z innego powodu niż wykonanie pracy, która spowodowała taki a nie inny obrót dystrybuowanym produktem.
Ale wróćmy do naszej domowej rozmowy …
Poruszyłyśmy w niej m.in. kwestię relacji: wykładowca – student, a także różnic między tymi zależnościami w Polsce i krajach w tym względzie bardziej cywilizowanych. I znów musiałam wznieść w podzięce oczy ku niebu, myśląc: na szczęście naszego dziecka dotyczy wariant nr 2. Za zachodnią granicą, człowiek (bez względu na wiek) przychodzący po wiedzę, to nie zło konieczne. To partner w tandemie, w którym istnienie obu stron jest tak samo ważne.
Długo tego wieczoru nie mogłam pogodzić się z tym co usłyszałam o relacji gimnazjalnej jeszcze koleżanki, opowiadającej o powodach swojej rezygnacji z uczelni. Jednym z podstawowych, było fatalne traktowanie studentów przez prowadzących zajęcia. Za przykład podała zwrócenie się wykładowcy do jednej z słuchaczek: Jest pani tak brzydka, że wolałbym, by mówiła do mnie zza szafy. Nietrudno się domyślić, że młoda, wrażliwa osoba poczęstowana takim „komplementem” (w dodatku przez mężczyznę!) nigdy więcej się nie pojawiła.
Tak jak już wspomniałam, w czasie tych naszych pogaduch, myśli wybiegały do świata, w którym funkcjonuję zawodowo. Skoro były porównania, pojawiały się też wnioski.
Chcesz wiedzieć co jako pierwsze zagnieździło się w mojej głowie?
Jakkolwiek w naszym kraju postrzegana jest (przez ludzi, którzy mają o niej nikłe pojęcie) działalność sieciowa, nie spotkałam się z sytuacją, w której współpracujący ze sobą, tak by się do siebie odnosili. Jakkolwiek w naszym kraju postrzegana jest działalność sieciowa, nie spotkałam w niej ludzi samotnych. Jeśli tak czuli się wcześniej, bardzo często właśnie tu znaleźli oparcie w innych, podobnie myślących. Bo tu wbrew pozorom, ludzie rzadko przyłączają się do firmy. Znacznie częściej lgną do konkretnych osób. Na pewno takich, które ich możliwości nie oceniają na podstawie urody.
Myślałam też o tym, co jeszcze było powodem ciepłej, dobrej, budującej atmosfery podczas ostatniego naszego „służbowego” spotkania. Może to, że znów przeżyliśmy coś razem?
Witaj
piekne wspomnienia i piekne przemyslenia. Ogólnie myslę, że MLM własnie daje ludziom ogromne wsparcie, rozwój osobisty, przełamywanie wszelkich wewnętrznych barier. Jest to jedyny biznes, w którym faktycznie współpraca – znaczy to co znaczy.
Dorotko i Dareczku -KOCHANI
Wielkie dzięki za wspaniałe i piękne wiedeńskie wspomnienia.
Dla nas to była również piękna przygoda.Zdjęcia i film,które udostępniliście pozwalają nam na nowo przeżywać tamte chwile.
Właśnie gości u nas moja mama i po raz trzeci ogląda film kołysząc się w rytmie walca.
Pozdrawiamy serdecznie Dorota i Franiu
Dla takich uroczysz wpisów, warto było to zrobić. :)
Dziś już minęło dwa tygodnie od tego wspaniałego balu w Wiedniu.
Ja dopiero wczoraj wieczorem z Wojtkiem i Znajomymi obejrzałam przygotowaną przez Was relację z balu.
Dziś przeczytałam z uwagą tekst i ponownie z przyjemnością przejrzałam zdjęcia i filmiki.
Był to mój pierwszy bal z ” Calivitą”. Znalazłam się tam dzięki ludzkiej życzliwości, bowiem należę do grona tych szczęśliwców, którzy nie wiedzą co to samotność.
Lubię podróże, kocham poznawać świat. Wiedeń był dla mnie nowym miejscem w którym bardzo dobrze się czułam. Czułam się dobrze dzięki osobom, które tam spotkałam.
Dziękuję Wszystkim za wspaniałe chwile, które na długo zostaną w mojej pamięci.
Kiedy pamięć będzie zawodzić zajrzę do ” materiałów „,przygotowanych przez Dorotę i Darka i ponownie przeżyję w mojej głowie ten bal.
Ela
Elu, dziękuję. Bardzo wzruszyło mnie to, co napisałaś. Dla nas Twoja obecność w Wiedniu była bardzo ważna. Wiele wniosłaś w nasze wieczorne i te na lotnisku pogaduchy. Mamy nadzieję, że i za rok będziesz (tzn. już oboje będziecie) z nami.
Witam was wszystkich serdecznie,
tak, ten Bal był wspaniały i wyjątkowy ze względu na scenerie.
Jednak każdy bal jest inny i warto pojechać na każdy. Ja byłam w Paryżu, Atenach i Wiedniu i już czekam na informację gdzie będzie następny. Oprócz balu jest czas na biznesowe i miłe luźne rozmowy, zwiedzanie i po prostu relax…
Mam nadzieję, że już na wszystkich kolejnych będziemy razem. A i przyłączą się następne osoby.
Serdeczności
Cieszę się, że zdecydowałem się na wyjazd. Do tej pory bardzo wiele słyszałem o tej uroczystości, ale jakoś nie mogłem się zdecydować na udział. Był to mój pierwszy bal i na pewno nie ostatni – ze względu na magiczną scenerią balu wiedeńskiego oraz fantastyczne towarzystwo. Już nie mogę się doczekać kolejnego roku, gdzie już obowiązkowo zabiorę żonę Justynę :)
Nawet nie wyobrażam sobie, że następnym razem mógłbyś pojawić się w towarzystwie innym niż Żony.:) Wyjątkowe chwile są po wielokroć piękniejsze, gdy dzieli się je z tymi, których się kocha. Są dwie „kategorie” ludzi, którzy w takich sytuacjach powinni być przy nas. Oczywiście osoba, z którą idziemy przez życie i ci, z którymi współpracujemy. Dopiero wówczas ma to prawdziwy sens.
Świąteczne pozdrowienia dla Justynki i dla tej małej Kobietki, która tym razem zatrzymała Mamę przy sobie. :)
Siłą rzeczy muszę odnieść się do twojego bardzo trafnego wpisu. Piszesz o samotności młodych osób oraz, że „Dość niesamowite to w czasach niezliczonych społeczności internetowych…” – Dokładnie. Niesamowite a prawdziwe! Mając znajomego dwie ulice dalej widzisz go raz na dwa lata (w sklepie) bo woli kliknąć „Lubię to” na Facebooku niż spotkać się na dawnym przysłowiowym „piwie”. Dziś masa młodych osób wchodzi na NK lub FB przegląda foty znajomych, nowości u nich i już wszystko wie – „odbębnił”. Po co się spotykać i opowiadać jak już wszystko wie :(. O studiach nie wspomnę. Miałem przyjemność z Basią studiować pół roku w Hiszpanii/Valencia. No coś wspaniałego. Z wykładowcą jesteś na Ty (wyobrażacie sobie, że w Polsce do profesora wołasz „Hej Franek co tam napisałeś” – wyleciał byś z piskiem). Na koniec roku nawet byliśmy nawet z niektórymi wykładowcami, po prostu „na piwie”. Może kiedyś…kiedyś…kiedyś tak i u nas będzie.
No a teraz Wiedeń :) Co prawda nie mam tak bogatego bagażu wspomnień i doświadczeń co do Balów CaliVita bo byłem dopiero na dwóch ale ta liczba daje mi już możliwość aby coś porównywać :). No więc dla mnie był to najlepszy BAL na jakim byłem :) Szkoda, że nie mogliśmy zostać jeszcze z dzień dłużej no ale cóż… za rok to nadrobimy – o tegorocznym seminarium sukcesu nie wspomnę :))) Już czuje to ciepełko słońca na twarzy….
Dzięki Kamil. Jestem człowiekiem duuuuużo starszej daty. To pewnie jeden z powodów, dla których kompletnie nie odnajduję się w komunikacji facebookowej ani żadnej innej tego typu społeczności. Natomiast budujące dla nas jako rodziców jest to, że nasze córki bardzo pielęgnują „realne” relacje. Wygląda na to, że możemy być spokojni o to, że (jak wielu rówieśników) ich samotność nie dopadnie. Od dziecka były uczone tego, że znajomości z wartościowymi ludźmi wymagają pielęgnowania, bo większość w tych sprawach bywa wyjątkowo niechlujna.
Co do Balu… Przeżyliśmy już wiele wspaniałych (ten był dziesiątym z kolei). Zawsze jest ciekawie, bo wynika to chociażby ze specyfiki kraju, w którym jesteśmy. Natomiast, bez względu na to, gdzie byśmy się nie znaleźli, czynnikiem absolutnie bezcennym jest atmosfera. A od tegorocznej jakoś wyjątkowo ciepło nam na sercach.
Na myśl o wrześniowym Seminarium Sukcesu cieszymy się też tak bardzo jak nigdy dotąd. :)
Ukłony dla Basi i całuski dla synka.