Nie było mnie na blogu długo, zdecydowanie zbyt długo. Wiem i biję się w piersi aż huczy. :)
Czas jakoś tak szybko biegnie i nim człek się ocknie, kolejny dzień, tydzień, miesiąc – czmychnęły i tyle je widział.
Wiele lat wcześniej marzyło mi się to, by nie musieć pamiętać na którą trzeba wstać do pracy (nauczyciele zaczynają swoją aktywność o różnych godzinach). No i koniecznie chciałam uwolnić się spod wpływu znienawidzonego budzika. Niestety (a może stety) nigdy nie zdołałam się do niego przyzwyczaić. Niemal codziennie, zmierzając rano po omacku w kierunku łazienki, buntowałam się przeciw temu …zamachowi na moje szczególne umiłowanie wolności. I niemal co rano myślałam, że szanujący się człowiek powinien wstawać dopiero wtedy, gdy się wyśpi. A tak swoją drogą, Mąż całkiem niedawno przypomniał mi, że pierwszego dnia w nowym miejscu mojego zatrudnienia …zaspałam. Trzeba było ratować się zwolnieniem.
W końcu, nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie. :)
Na szczęście, moje imaginacje o tym jak powinien zaczynać się dzień osoby aspirującej do bycia możliwie niezależną, już dawno temu stały się faktem. Nareszcie mogę się wysypiać i to jest akurat piękne. Oczywiście nie dlatego nie było mnie na blogu, że spałam. :)
Od momentu kiedy odeszłam z pracy na etacie (to już 8 lat z okładem), ciągle mam kłopot ze zidentyfikowaniem dnia miesiąca. A ze świadomością jaki jest dzień tygodnia też jakoś tak u mnie na bakier. Tylko jeśli środa się zrobi, czuję ją mocno od rana do wieczora. Nie sposób o niej nie pamiętać, jako, że właśnie w środę, punktualnie o 20 30, wraz z moimi słuchaczami, startuję z webinarem. Tak więc ta środa w środku tygodnia, kiedy to trzeba przywołać się do porządku, spiąć i ogarnąć, to całkiem sympatyczny punkt odniesienia.
Dziś postanowiłam policzyć ile już tych webinarowych śród za nami (przez moment były też wtorki, zdarzyły się również dwa czwartki, a nawet piątek). Porachowałam, że spotkaliśmy się do tej pory 21 razy (2 webinary w kwietniu, 4 w maju, 3 w czerwcu, po 5 w lipcu oraz sierpniu i już 2 razy we wrześniu). Omówiliśmy wiele zagadnień z kilku dziedzin. Była wiedza, ale nie zabrakło też najróżniejszych emocji, również wzruszeń. W moim odczuciu, wydarzyło się całkiem sporo. Tyle, że to nie moje wrażenia są akurat najistotniejsze. Dużo bardziej leży mi na sercu to, co na dźwięk słów: „webinar z Madejską” gra w duszach moich drogich słuchaczy, współtowarzyszy w tej webinarowej, już kilkumiesięcznej podróży. I o te „zeznania” tym razem najpiękniej proszę.
Witam Dorotko :)
Dzisiaj mam wolny dzień więc mogę na spokojnie zabrać głos.
Dla mnie każdy webinar to spory krok właśnie w tym kierunku by tych wolnych dni mieć tyle ile ja chcę. Faktem jest, że po każdym webinarze też mam ,,lekki dołek” gdyż widać wówczas jaką odległość mam jeszcze do mety. Jednak gdy przetworzę sobie przebieg webinaru jeszcze raz, sposób w jaki przekazujesz swoje osiągnięcia i doświadczenia dodają siły do dalszej drogi. W swojej działalności jesteś tak zwyczajnie ludzka a jednocześnie ,,wielka”.Tym urzekasz mnie i zapewne wszystkich, którzy Cię słuchają. Mając taki wzorcowy autorytet plus mojego wspaniałego sponsora i nadsponsorkę, moja wolność w czasie, przestrzeni i materii jest tylko kwestią czasu.
Helenko,
Dzięki za dobre słowo, a w szczególności połączenie bycia ludzką i wielką. :)
Tak już zupełnie na marginesie (nie uzurpując sobie prawa do bycia tak nazywaną), uważam, że prawdziwie wielcy ludzie są przede wszystkim ludzcy. Ich wielkość dostrzegają wszyscy dookoła a nie oni sami.
A co do tych zagłębień :) …
Może z Małgosią założycie klub wpadających w – kopane przez wiadomo kogo – powebinarowe dołki? :)
Ładne rzeczy! To po to ja to robię, żeby słuchacze zamiast zyskiwać coraz więcej siły, w doły wpadali?!
Ten biznes po prostu trzeba robić, dzień po dniu. Jak się go robi, są efekty i doły najpierw się omija, a później w ogóle przestaje je zauważać. Życzę Ci samych sukcesów i żadnych dołków! :)
Dorota,
Dziękuję za wszystkie dotychczasowe webinary. Podziwiam Twoją pracownitość i zaangażowanie.Po każdym webinarze, gdzieś około 24 00 jesteś jeszcze obecna w „okienku”!
Powiem szczerze, po wykładach AM często łapię doła.
Uświadamiam sobie, że ten biznes wcale do łatwych nie należy. Potrzeba wiele siły, determinacji, pokory i odwagi chyba. Odwagi do zmiany. Dla mnie bardzo to trudne, choć tak bardzo pożądane.
Nastrój oraz chęć robienia tej roboty powraca po AZWZ, kiedy dostaję to co lubię najbardziej czyli informacje o zdrowiu. Umysł mam otwarty szeroko więc chłonę jak gąbka!
Bardzo podoba mi się pomysł z wystąpieniami uczestników szkoleń, chociaż wolę słuchać niż mówić. :)
Tak czy siak każde spotkanie czy to AM czy AZWZ zostawia w mej pamięci trwały ślad.
Zdecydowanie najbardziej lubię emocjonalną Dorotę, ponieważ
jestem z tych wrażliwych inaczej. :)
Pozdrawiam ciepło Małgosia
Gosiu,
Jeśli po AM łapiesz doła, zabraniam Ci uczestniczyć w spotkaniach w drugą i czwartą środę miesiąca. :) Muszę Ci na te dni wynaleźć jakieś zadanie, które tak Cię pochłonie, że zapomnisz o zalogowaniu się przed 20:30. Zgadzasz się na taki układ? :)
Dorotko,
Na więcej pracy godzę sie w ciemno.:)
Z pewnością na dobre mi to wyjdzie!
Ale mimo doła webinarów nie odpuszczę, ponieważ podobno najlepsze lekcje to te, które bolą najmocniej.
M.
Gosiu,
Nie chodzi o to, aby mieć więcej pracy, ale o to, by pracować efektywniej. :)
W naszej działalności jest to szczególnie ważne.
Znam takich, którzy pracują i pracują a efekty mają marne. :)
Dorotko,
Webinarowe spotkania dla mnie, są nie tylko najlepszą formą szkoleń w których kiedykolwiek brałam udział ( a było ich trochę) ale również akumulatorem dodającym siły, wiary i energii-tej najbardziej pozytywnej. Kiedy podejmuję nowe wyzwania, pojawiają się u mnie wątpliwości czy dam radę, czy to dobry pomysł, itd……
Właśnie te szkolenia działają na moje chwile zwątpienia, jak wiatr na czarne chmury – rozpędzają je i świeci słońce.
Z życzeniami: niech to wieczorne słońce webinarów świeci jak najdłużej i jak najjaśniej pokazując właściwą drogę. Bardzo dziękuję i pozdrawiam.
(Trochę patetycznie się zrobiło, ale ja tak to czuję:))
No cudnie, po prostu!
Wracam do pracy nad dzisiejszym spotkaniem, co by słoneczko, również dziś, mimo wieczornej pory, zaświeciło. :)
Witam serdecznie.
Ja w sprawie zeznania.
Kiedy po 33 latach pracy na PKP miałam możliwość zrezygnowania z pracy szybko wykorzystałam tą okazję. Od 1999 roku jestem wolnym człowiekiem, pracuję na własny rachunek w MLM.
Często myślałam, jak rozwiązać problemy obecnych czasów, dotrzeć do ludzi zamkniętych w domach, w sobie, co zrobić i jak to zrobić, aby ten tak wspaniały biznes mógł się rozwijać.
Dziś po kilku miesiącach systematycznego uczestnictwa w webinarach, mogę powiedzieć, że z każdego spotkania wynoszę coś bardzo pozytywnego, coś co pomaga mi w mojej pracy z klubowiczami.
Dorotko, mogę Cię zapewnić, że zawsze zrobię wszystko, aby być z Wami, to dodaje mi energii, motywacji i poczucia bezpieczeństwa.
Kocham i chcę być kochaną, a to jest możliwe tylko wtedy, kiedy dwie strony chcą, dlatego tak jak śpiewał kiedyś Wojtek Młynarski „Róbmy swoje….”
A więc do środy, tzn. do wieczora, Wiesia.
Wiesiu, szczególnie ujęłaś mnie tym „poczuciem bezpieczeństwa”.
Dziękuję.
Doroto,
Rzeczywiście zrobiła się całkiem spora liczba z tych webinarowych
wieczorów.To dość osobliwe spotkania. Niby już wieczór, domowy spokój, ale nie do końca.
Poprzez tematy i zagadnienia, które poruszasz a także klimat jaki tworzysz, zaczyna się wiele dziać.
Dajesz niezbędną, sprawdzoną wiedzę i przyjemne emocje. W moim przypadku czasami bardzo osobiste.
Nie dojrzałam jeszcze, aby o nich pisać na blogu.
Pozdrawiam Jadzia
Jadziu, dziękuję za podzielenie się Twoimi odczuciami. No i zapraszam już jutro. Wszak to znowu środa. :)
Dorotko,
W tym co robisz jesteś autentyczna, ciepła… Twój głos webinarowy można „schrupać”… ma coś w sobie magicznego. Potrafi być też ostry… i wtedy widzę w Tobie żelazną damę.:) Czasami też tak trzeba. Czuć w Tobie autorytet, ale z drugiej strony jesteś zwyczajna, normalna. I to ludzi przyciąga… bo ludzie lubią ludzi ludzkich.:) Lubię Twoje historie… zawsze je zapamiętuję, nie muszę spoglądać do zeszytu… historie, historie i jeszcze raz historie.:)
Na każdym spotkaniu pojawia się jakieś słowo klucz… wystarczy jedno słowo by iść dalej.
Np. kiedy dowiedziałam się od Ciebie jak ważna jest konsekwencja, samodyscyplina, że to w sobie samym trzeba każdego dnia wyrabiać itd. dostałam weny i piszę bajkę do bloga, którego bohaterką jest panna „Konsekwencja” i jej mama „Dyscyplina”.
Szczególnie dużo dają mi wykłady biznesowe. Bo tu zrobiłam kawał dobrej roboty ze sobą. Te strony, pomysły – one wykluły się dzięki Tobie, dzięki temu co piszesz, dzięki szkoleniom i za to Ci dziękuję.
Kamila
Kamilko,
Na webinarach obecności (jak to kiedyś w szkole bywało) nie sprawdzam, choć na listę uczestników oczywiście zerkam.
Stąd wiem, że brałaś udział w kilkunastu (bliżej dwudziestu niż dziesięciu) spotkaniach.
Jak więc widać, (samo)dyscyplina i konsekwencja są Ci szczególnie bliskie.
A skoro tak, to i sukces nie będzie miał innego wyjścia, jak pewnego dnia po prostu zapukać do Twoich drzwi. :)
Dziękuję za te słowa. Ogromnie istotne dla mnie jest to, by na swoje działania spojrzeć oczyma osób znajdujących się po drugiej stronie monitora. Mam nadzieję, że opinie, które w tym miejscu się znajdą, bardzo mi w tym przyjrzeniu się moim własnym poczynaniom, pomogą.
A jeśli mnie, to i uczestnikom spotkań, bo przecież nie dla siebie to robię. :)